grudzień 2015, Amsterdam
Wszystko szło ku dobru. Na całe szczęście. Nadal się bałam, że coś pójdzie mi nie tak i zrobię jej krzywdę, ale były to niewielkie epizody, w porównaniu do szczęścia, jakie teraz roznosiło się w domu. Mała pomyślnie się rozwijała, nie siniała, nie miała żadnych problemów z oddychaniem, a saturacja cały czas trzymała się na tym samym poziomie.
Runda jesienna Ajaksu miała się ku końcowi, zbliżały się święta... Nadal nie mogłam uwierzyć, że to moja bajka. Nie marzyłam o tym, przynajmniej nie teraz, nie z tym stylem życia. Przecież jeszcze dwa lata temu nic nie znaczyłam, byłam gorsza, niż dziwka, a dziś? Dziś mam rodzinę.
Choinka w salonie stała, wszędzie dookoła słychać piosenki świąteczne; a na mieście... Całkiem inaczej, tu się nie świętuje tak, jak u nas, w Danii. Jednakże masa ludzi, korki nie do zniesienia i pełno odwoływanych lotów to codzienny standard, szczególnie w śnieżycę. Denerwowałam się, bo nie wiedziałam, czy moj brat zdąży przylecieć, oraz, czy rodzicie Viktora pojawią się w Amsterdamie. Niby to jeszcze dwa dni, ale i tak... Na zmianę z różnymi piosenkami mówiono o tym, że zaplanowane loty odbywają się wahadłowo.
Z salonu było słychać Viktora, próbującego rozśmieszyć Sophie. Ten to zawsze ma energię i dobry humor, którym zaraża naszą małą, która radośnie gaworzyła. Gdy zasnęła, dołączył się do mnie, próbującej przygotować rodzinne specjały.
- Chwała temu, kto Cię nauczył gotować - powiedział z zachwytem, zagryzając ciasteczka imbirowe. Zdzieliłam go ze ścierki, a ten jęknął, łapiąc się za głowę. Jakby go to bolało.
- Byś się przydał i je przewiązał - fuknęłam, a ten się zaśmiał i zabrał za narzucone mu zadanie.
Po wstawieniu gęsi do pierkarnika sprawdziłam, czy mała spokojnie drzemie, co udawało się utrzymać od ostatnich dwóch tygodni.
W ustkach miała kciuka i leżała na prawym boczku. Słychać było miarowe pikanie aparatury pomiarowej i jej cichutkie pochrapywania. Zbawienny dźwięk.
- Słyszałaś o wahadłowych lotach? - pokiwałam twierdząco. - Lucas pisał, że już jest na lotnisku i mam po niego przyjechać.
- Jedź, poradzę sobie - zapewniłam go, a ten mnie pocałował przelotnie w usta i zniknął z widoku. Zerknęłam na zegar. Godzina 14:48, piekarnik włączyłam trzy minuty temu, odnotowałam w głowie, przechodząc z powrotem do kuchni. Przygotowałam sałatkę grecką, oraz warzywną, aby mieć to z głowy. Większość rzeczy już była gotowa, w tym mięsa, pozostała jeszcze kwestia ciast. Ale do tego będę potrzebować dwóch łakomych pomocników. No i ryż a l'amande, za którego mój braciszek to dałby się pociąć, haha.
Wróciłam wspomnieniami do świąt w Aalborg, kiedy to byliśmy z Lucasem dziećmi. Nie było obowiązków, rodzice żyli ze sobą, nawet na pozór szczęśliwi. Kiedy pod choinką gościła masa prezentów dla każdego, no i ta radość, kiedy to Ty znalazłeś w deserze migdał, za który był dodatkowy prezent, głównie niezdrowe słodycze. Chcąc zachować pozór tradycji, dalej praktykuję tradycje nabyte w domu. Chciałabym, aby i mała w swojej rodzinie za te dwadzieścia-trzydzieści lat także to praktykowała. Taki mój osobisty cel.
Ogólnie, ostatnio coraz częściej brało mnie na refleksje. A także na plany na przyszłość.
Czy wszystko nadal będzie tak kolorowe jak dziś, czy dalej będzie towarzyszył strach, czy mała wyzdrowieje?... Najczęściej widziałam to jednak w tych kolorowych barwach. Viktor coraz bardziej się rozwija w karierze, Sophie w pełni zdrowa prowadzi nowe życie... A ja? No właśnie. Co ja będę robić? Ledwo skończyłam szkołę średnią jako dietetyk, raptem wkoczyłam w dorosłość i już mam dziecko. Nie tak sobie to wyobrażałam... Chociaż, czy w ogóle jakoś to widziałam?
Obiecałam sobie, że jak Sophie podrośnie, to pójdę na studia, a nawet i do pracy. Nieważne, ze Viktor będzie mnie ganiał do zostania w domu i opieki nad małą. Nie chcę żyć wiecznie na jego koszt, wystarczy, że żyję dzięki niemu, dzięki temu wszystkiemu, co przeszłam z nim...
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Już? Tak szybko się uwinęli?
- Lucas - ucieszyłam się na widok brata. Nasze kontakty znów ucierpiały, a to głównie dlatego, że znów mieszkaliśmy w odległości... No a teraz dołączyła jeszcze Sophie i uziemienie w Amsterdamie.
Przytulił mnie tak mocno, jak zawsze tego potrzebowałam. Szczególnie wtedy, gdy on był tu, a ja w Aalborg...
Staliśmy wtuleni w siebie, a Viktor nam się tylko przyglądał, dopóki nie przebudziła się Sophie. Przyniósł ją, a mojemu braciszkowi włączył się instynkt wujka. Momentalnie mnie puścił, a jego uwaga skupiła się na mojej córeczce.
- A moja księżniczka już się wyspała? - oczy mu rozbłysły, a mała zaczęła gaworzyć. - A jaka ja już duża jestem! - wyciągnął do niej ręce, a mój ukochany mu ją podał.
- Postaraj się o swoje, a nie wykorzystujesz moje - mruknął do niego żartobliwie, a Andersen pokazał mu język.
Cała jego uwaga skupiła się na jego siostrzenicy, w tym momencie jego świat się znalazł w jednym miejscu.
- Chodź, ciekawe, czy zauważy - pociągnęłam Fischera za sobą do kuchni. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a ten od razu złapał o co mi chodzi. Jego wargi zatopiły się w moich, a dłonie ścisnęły pośladki, przez co cicho jęknęłam.
- Bo jeszcze Lucas usłyszy - zachichotałam, nie oddalając się od niego. Pocałował mnie w szyję, przygryzając jej skórę. Uwielbiałam te chwile, a ostatnio... Było ich za mało jak na nas i nasze pragnienia. Każdy taki moment był wytchnieniem, łaknęłam go jak nikogo. No może poza samym Viktorem.
- Kocham Cię - wymruczał mi na ucho.
- Wiem, ja Ciebie też - pogładziłam go po policzku, patrząc się wprost w jego szarawe oczy. - Najmocniej.
- Nie umiem sobie wyobrazić swojej dalszej egzystencji bez Was. Bez Ciebie i małej.
- Ja też nie... - gdyby coś się jej stało z mojej winy... Nie umiałabym tego przeżyć, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Po prostu bym nie umiała. Skończyłabym ze sobą jak najszybciej by się dało.
Słyszeliśmy swoje oddechy, oraz głos Lucasa i małej. Byli w salonie, tuż za ścianą.
- Włączyłbym mikser albo blender dla zagłuszenia... - poruszył zabawnie brwiami.
- Już z wprawy wyszedłeś, że dyskretnie nie potrafisz? - wybuchłam stłumionym śmiechem.
- Czy Ty właśnie próbujesz najechać mi na ambicję?
- Ja? Skąd Ci to do głowy przyszło? - postanowiłam się dalej z nim droczyć. Żeby tylko nie wywęszył moich zamiarów...
- Catherino... Gdyby nie te półtora roku z Tobą, to byś dostała za karę porcję klapsów - zabrzmiało to jak u Grey'a.
- To dziś się bez nich obędzie? - spytałam zrezygnowana.
- Jeśli tak bardzo tego chcesz... - szepnął soczyście, gładząc palcami moje pośladki. - Ale jak będziemy sami - cmoknął mnie w usta, powoli puszczając.
___________________________
Jestem w totalnym szoku, ponieważ ostatni post miał 630 odsłon! Nawet nie wiecie, jak moje biedne serducho się raduje :) iGracias!
Jestem w totalnym szoku, ponieważ ostatni post miał 630 odsłon! Nawet nie wiecie, jak moje biedne serducho się raduje :) iGracias!
Z racji tego, że jutro sylwester, a w piątek nowy rok, to chcę Wam życzyć samych sukcesów, zdania matury/egzaminu gimnazjalnego/sesji/kolejnej klasy (wybrane podkreślić) :D i wszystkiego, czego pragniecie. Oraz żeby ten rok był o wiele wiele lepszy niż ten! :)
Sophie jest taka urocza, jejku awww
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, ze juz wszystko pozostanie w takim porzadku jak jest obecnie .-.
i ofc czekam nn!
Ojejejej! <3 Wszystko jest dobrze, wszyscy szczęśliwi! I tak ma być! ^^
OdpowiedzUsuńSofie jest taka kochaniutka <3
Rozdział uroczy! ;* Kocham no po prostu! <333 Tak Ania się rozczuliła [ale nie myśl, że będę taka na swoich blogach :D ] ^^
Czekam na kolejny i pozdrawiam serdecznie! :3
Jeju słodko *.* ale pewnie nie na długo XD
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :)
Szczęśliwego nowego roku ! ;*
Kocham cię! ❤❤
OdpowiedzUsuńOni są wspaniali <33
Mimo przeciwności losu, są walecznymi tygryskami ❤
Cudo ❤❤❤
Czekam na kolejny
Buziaki :**
Cieszę się, że tutaj wszystko się układa.. Wszyscy są tacy szczęśliwi.. Boję się tylko, że ta sielanka szybko zostanie przerwana -.-
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość!