środa, 18 listopada 2015

jedenastka

     Tygodnie spokojnie mijały, pogoda miewała swoje odchyły, ale zima była wyjątkowo łągodna. Śnieg utrzymał się przez niecałe dwa tygodnie, a szkoda...
     Starałam się o siebie dbać, nie przesadzać z zachciankami, aby nasze dziecko było w stu procentach zdrowe. Mimowolnie Vik rozpieszcał mnie, jak najbardziej się da. Chociaż wystarczyła mi sama jego obecność, aby tutaj po prostu był.
     Niestety, nie było go zawsze w domu... Treningi, potem zaczęły się mecze, ale cóż, takie życie piłkarza... Nikt nie powiedział, że ja, jako jego dziewczyna, jako WaG, jak to mi wytłumaczył, nie ma łatwo. Zaprzyjaźniłam się z narzeczoną Lasse, więc przynajmniej nie byłam sama w tych chwilach.
     Niedługo po powrocie z Danii postanowiliśmy, że zamieszkamy razem. Jak zacząć tworzyć rodzinę, to od razu.

kwiecień 2015, Amsterdam

     Brzuszek było mi coraz bardziej widać. Na dniach miało się odbyć badanie na 20 ciąży, niedługo będziemy mogli dowiedzieć się, czy to będzie Viktor Junior, czy jednak mała Cath... Naprawdę się cieszyłam, chociaż ogarniały mnie coraz większe wątpliwości. Poradzimy sobie? Otoczymy naszego dzidziusia wystarczającą miłością i bezpieczeństwem?
          - Dzień dobry kochanie - poczułam jak jego dłonie oplotły moją talię, a usta musnęły policzek. Obróciłam się do niego przodem i wtuliłam się w jego pierś.
          - Jak minął trening?
          - Przyjemnie, aczkolwiek z niecierpliwością wyczekiwałem jego końca.
          - Ooo, a dlaczego? - zaśmiałam się, gdy podnosił mnie do góry.
          - A dlatego - nie puszczając mnie popędził z nami na kanapę.
          - Widzę, że Ci nadal nie przeszłam - mruknęłam, gdy całował mnie po szyi.
          - Ty i przejście mi? Nadałaś mojemu życiu nowy sens, wręcz nawróciłaś mnie na dobrą drogę. Jesteś moim Aniołem Stróżem.
     W moim ciele rozlała się fala czułości i ciepła. Nadal nie przyzwyczaiłam się do tego, co dawał mi swoją osobą. Tej miłości, którą mnie obdarza...
          - Wiesz co? - spojrzał na mnie pytająco. - Kocham Cię.
          - Ja Ciebie też. I naszego dzidziusia tak samo - zjechał głową na brzuch i złożył na nim kilka pocałunków. - Kiedy masz badania?
     Udałam, że się zamyślam, a on tymczasem wrócił do poprzedniej pozycji.
          - Za dwa dni. Będziesz?
          - Oczywiście, że tak. Chyba, że będzie trening... - zacisnęłam wargi. Trening. - Postaram się być - rozwiał moje wątpliwości, dodatkowo krótko cmokając mnie w usta.
          - Ma wpaść do nas Lasse z Marije i dzieciakami - odruchowo się uśmiechnęłam.

          - Ciociaaaaa! - krzyknął radośnie Robin, wtulając się w moje nogi.
          - Hej kochanie - pochyliłam się i pocałowałam go w głowę. Mały podał mi własnoręcznie narysowany rysunek. - Ojejciu, dziękuję - zadowolony z siebie cmoknął mnie w usta, a para zaśmiała się serdecznie.
          - Viktor, masz konturencję! - rzucił Lasse, a Vik pokręcił głową.
          - Robin, wujkowi ciocię odbijesz? - zapytał żartobliwym tonem.
          - Tak! - śmiech wypełnił cały dom.
     Niewiele czasu potem siedzieliśmy już przy stole, popijając herbatę i jedząc ciastka.
     Odjechali późnym wieczorem. Zmęczona padłam na łóżko, Vik dołączył się chwilę potem. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że nie będzie dobrze...
          - Boję się - szepnęłam, nerwowo zaciskając w palcach koc.
          - Poradzimy sobie - mylnie zinterpretował mój strach. Dla okazania swojego wsparcia mnie przytulił.
          - A co jeśli maleństwu coś się stanie?
     Nim mi odpowiedział, musiał głęboko odetchnąć.
          - Przesadzasz, Cath. Przesadzasz.

     Godzina trzynasta, czas badania. Strach przez te dwa dni nie zmalał, a najgorsze w tym było to, że przybrał na sile. Na szczęście nie byłam sama, towarzyszył mi Viktor.
     Lekarka pewie jeździła po moim brzuchu sondą, wpatrzona w czarny ekran.
          - Gratuluję, to dziewczynka - Fischer ścisnął moją dłoń wyraźnie zadowolony. - Jednakże... Jest jeszcze coś, ale musimy mieć dokładne wyniki badania.
     Radość momentalnie ze mnie uleciała. Coś jest na rzeczy... Spojrzałam zlękniona na Viktora. Mimo tego wszystkiego próbował zachować spokój, pozostać optymistą... Ale nie było to na dłuższą metę.
          - Dziecko urodzi się z wadą serca - wada serca? Ale jak to? - Tuż po narodzinach będzie musiało przejść operację na otwartym sercu, chyba że...
          - Chyba że co? - zapytałam, denerwując się coraz bardziej.
          - Szanse na przeżycie dziecka są pół na pół, a do prawidłowego rozwiązania zostało jeszcze dwadzieścia tygodni. Można państwu ulżyć w cierpieniu i... Wywołać przedwczesny poród - tłumaczyła, a ja nie mogłam w to uwierzyć coraz bardziej. Czy ona próbuje nas namówić na...na uśmiercenie własnego dziecka?
          - Czy pani chce powiedzieć, że... - wyszeptał, nerwowo zaciskając dłonie.
          - Są państwo młodzi, a opieka nad chorym dzieckiem może przerosnąć...
     Wściekłość przemieszała się z załamaniem. Co ona sobie do jasnej cholery myśli?! Jakie to stereotypowe...
          - Chyba to będzie nasza ostatnia wizyta w tej klinice - warknął, podnosząc się z miejsca. Dołączyłam do niego, bez pożegnania opuszczając gabinet.
     Zdruzgotana stereotypowym zachowniem lekarki, usiadłam na krzesełkach przed wejściem i się rozpłakałam. Moje, nasze dziecko jest chore. Urodzi się chore. Może nie dożyć do porodu. Tuż po zaczerpnięciu pierwszego oddechu będzie musiało przejść operację, którą może nie przeżyć... Tyle myśli, które wykańczały. Tyle scenariuszy, a każdy gorszy od innego...
     Pieprzona intuicja... Ona nie zawodzi...
     Poczułam na swoich ramionach jego dotyk. Wtulił policzek w moje włosy, nic nie mówiąc. Słowa były tu zbędne... Zacisnęłam dłonie na jego kurtce, chowając twarz w jego pierś. Pogładził mnie po plecach, kucając przede mną.
          - Poradzimy sobie - wyszeptał pewnie. - Damy radę, słyszysz?
          - Ona chciała... - zaszlochałam. Jak tak można? Jak można zalecać pacjentom uśmiercenie dziecka?
          - Csii, nie myśl o niej - ujął moją twarz w dłonie. - Znajdziemy inną klinikę i innych lekarzy, którzy nam pomogą, aby ciąża przebiegła pomyślnie i żeby mała przeżyła. Zrobię wszystko, aby było jak najlepiej. Nie zawracaj sobie głowy takimi idiotami, nie denerwuj się przez nich niepotrzebnie - starł kciukami strużkę słonych kropelek, cieknących ciurkiem po moich policzkach.


________________
za dobrze nie będzie, spokojnie :v wiem, sama mam wyrzuty sumienia i to do tej pory, a ten rozdział ma dobre trzy miesiące :v

Falsches Spiel - nowe ff z Holgim!

2 komentarze:

  1. Domi, Domi grabisz sobie u mnie, grabisz XD
    Jak? Dlaczego? :(((
    Viktor idealny *.*
    Nie bądź taka no xd ocal tą malutką kruszynkę :))
    Czekam na kolejny ❤
    Buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się porobiło :( Szkoda tego maluszka, jednak mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze!!
    Czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń