kwiecień 2015, Amsterdam
Cath była zdruzgotana. Podobnie jak Lucas, czy ja. Jednakże starałem się nie załamywać do końca i ze zwiększonym zapałem poszukiwałem kliniki, gdzie tuż po narodzinach mała będzie zoperowana, aby mogła normalnie żyć.
Starałem się, aby nie była sama, chodziliśmy razem na spacery, do restauracji, do znajomych... Wszystko, aby odwrócić uwagę od jej myśli o tym, co nas czeka. Udawało się, ale... Zmieniła się przez tę wiadomość. Utraciła dawną radość, rzadko sama zabierała głos, wydawała się taka... Pusta. Nie była tą samą Catheriną, którą poznałem w klubie. Nawet nie przypominała tej, którą grała przed Lucasem, nim się dowiedział. Była całkiem inna. Przerażało mnie to. Nie mogę jej stracić.
- Jakie imię chciałabyś dać małej? - zapytałem pewnego wieczoru, jeżdżąc palcami po jej brzuszku. Jej dłoń spoczywała w pobliżu mojej. Leżeliśmy w sypialni, na naszym łożu, dając sobie spokój z wychodzeniem gdziekolwiek.
- Kopnęła - uśmiechnęła się lekko, naprowadzając moją rękę w pobliżu miejsca, gdzie się poruszyła. Spojrzałem na nią zachwycony, gdy tylko poczułem ruch tuż pod palcami.
Starałem się nie zaprzątać sobie głowy tym, dlaczego to akurat musiało nas spotkać. Cóż, najwyraźniej tak musiało być. Nic nie możemy na to poradzić. I nie możemy się załamać, tylko podołać wychowaniu małej. Oraz sprawić wszystko, aby była w pełni zdrowa i miała szczęśliwe dzieciństwo.
Wcześniej nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak będzie wyglądać moje życie, gdy się ustatkuję, czy postanowię założyć rodzinę. Ta wpadka odmieniła wszystko. Momentalnie dojrzałem. A Cath? Chyba próbuje...
- A Ty? Jakbyś chciał dać jej na imię? - zapytała w odpowiedzi na moje pytanie sprzed kilku minut. Starała się z całej siły trzymać. Pokazać, że jest silną. Niestety, nie udawało to się jej... Widziałem zmianę, ale nie mówiłem jej tego, nie chciałem, aby było jeszcze gorzej.
- Szczerze? Nie mam pomysłu - zaśmiałem się.
- Od jakiegoś czasu podoba mi się Sophie - odpowiedziała po chwili, cichym tonem.
- Śliczne - wsparłem się na dłoniach i pochyliłem nad brzuchem. - Hej, Sophie - powiedziałem, muskając go wargami. Pogładziła mnie po policzku. Przesunąłem się bliżej niej, po czym delikatnie pocałowałem. Wplotła palce w moje włosy, odwzajemniając czułość. Znów poczułem bliskość między nami. Dokładnie tę bliskość, której brakowało mi w ciągu ostatnich dni.
Zauważyłem błysk w jej oczach. Policzki delikatnie się zaróżowiły, oddech stał się cięższy i pewniejszy. Skóra się nagrzewała, ciało odkrywało swoje cudne krągłości, które pokazywały, co niedługo nas czeka.
Takie chwile, jak ta była uwolnieniem się od tej całej udręki. Nie żebym był człowiekiem bez serca i uczuć, po prostu chcę, aby wszystko wróciło do normy. Żeby czekała na mnie uśmiechnięta, pichcąc coś dietetycznego na obiad. Abyśmy spędzili spokojnie wieczór, bez niepotrzebnego zamarwiania się.
Byłem dobrej myśli, przecież dzisiejsza medycyna dokonywała większych cudów. Wiedziałem, że najtrudniejsze przed nami i zacznie się w dniu, kiedy to Sophie pojawi się na tym świecie. Ale kto powiedział, że dorosłe i odpowiedzialne życie jest łatwe? Spadają na nas coraz to kolejne obowiązki, powinności i takie tam. Naszym zadaniem jest im sprostać. W końcu na tym polega życie, nieprawdaż?
- Tęskniłem - wyszeptałem, gładząc ją po twarzy, gdy leżeliśmy, próbując zapanować nad urwanymi oddechami. Wróciła i to z możliwie najlepszej strony.
- Zrozumiałam, że wiecznym załamywaniem się nic nie zrobię... - przytuliła się do mojego boku. Odruchowo ją objąłem.
- Nie rób mi tak więcej - poprosiłem, a ona się uśmiechnęła.
- Postaram się.
Nie musiałem się martwić, że będzie źle, gdy tylko opuściłem mieszkanie, aby udać się na wyjazdowe spotkanie. Strach zniknął z naszego otoczenia, wróciło poprzednie uczucie, jakim była radość z oczekiwanego dziecka. Za trzy dni, we wtorek mieliśmy się udać do nowej kliniki na pierwsze badanie po tej wiadomości. Nie denerwowałem się, liczyłem na to, że potraktują nas poważnie i pomogą nam.
- Stary, ale masz słabą spermę! - zażartował Arek, gdy tylko mnie ujrzał.
- Miła forma powitania - wybuchłem śmiechem, zajmując miejsce w autokarze obok Milika.
- A tak na poważnie to gratuluję. To na kolejny próbujesz po chłopaka?
Zacisnąłem wargi. Oni nie wiedzieli o tym, że dziecko ma się urodzić chore. Nie chcieliśmy aby się dowiadywali... Nie potrzebowaliśmy litości, chcieliśmy, aby po prostu cieszyli się z nami.
- Może kiedyś. Niech najpierw mała podrośnie - odparłem wymijająco, a Polak pokiwał głową.
Wątpię, czy Cath chciałaby mieć kolejne dziecko. Szczególnie teraz. Ledwo wkroczyła w dorosłość, a już musi zmierzyć się z tyloma nowymi obowiązkami. Boję się, że w pewnej chwili po prostu ją to przerośnie...
Po części sama jest temu winna. To jej życie, które ułożyła sobie w ten sposób. Ale w odpowiednim momencie zmądrzała i chwała bogu za to. Nie umiałem sobie tego wyobrazić, co by się działo, gdyby jej matka się nie skontaktowała z Lucasem... Przedawkowałaby na samym końcu? Jeśliby dowiedziała się o ciąży sama, co by z tym zrobiła? Zabiłaby je? Oddała po porodzie? A co, jeśli sama by ze sobą skończyła?
Wzdrygnąłem się na samą myśl o aborcji. Nie, Catherina nigdy by tego nie zrobiła, jest człowiekiem, nie jak te... aż zabrakło mi słowa, określające osoby, które odbierają życie własnym dzieciom... Bo na pewno to nie są kobiety, one mają instynkt macierzyński, nie pozwoliłyby na to nikomu.
Wieczorem zadzwoniłem do niej. Powiedziała mi, że odwiedziła ją narzeczona Lasse i że spędziły miło popołudnie. Jej głos był ożywiony, z zapałem opowiadała o przeżyciach w ciągu dnia. Po kilkunastu minutach zakończyliśmy rozmowę. Odetchnąłem z ulgą, chowając telefon do kieszeni dresu, wracając do chłopaków.
Cath mimowolnie drżała, gdy jechaliśmy do kliniki. Próbowałem zachować spokój, pokazać jej, że będzie dobrze.
- Witam serdecznie - przywitał nas ciepły głos recepcjonistki. Skinąłem jej głową, gładząc po ramieniu ukochaną. Prędkim krokiem przeszliśmy do gabinetu, gdzie przywitała nas kobieta, mająca na oko czterdzieści lat. Jej delikatny uśmiech sprawił, że poczułem jak mięśnie mojej towarzyszki się rozluźniły.
- Proszę zająć miejsce na kozetce - powiedziała spokojnym, wysokim głosem.
Panna Andersen położyła się na niej, podciągając do góry sweterek. Oddychała spokojnie, przyglądając się to mi, to lekarzowi.
- Co państwa skusiło, aby wybrać naszą klinikę dopiero teraz?
- W poprzedniej potraktowano nas jako nieodpowiedzialne osoby, które nie poradzą sobie z obowiązkami - odparłem.
Nim udzieliła odpowiedzi, zerknęła w kartę. Czytając przebieg ciąży, aż musiała się podeprzeć biurka.
- Nie wiedziałam, że sytuacja jest aż tak ciężka. Czyżby zaproponowano państwu przedwczesny poród? - zapytała, poprawiając okulary.
- Tak... - wyszeptała. - Nie wiem, jak można być takim człowiekiem bez serca, aby mówić to innym...
- Gwarantujemy, że u nas państwo będzie miało zagwarantowaną pomoc oraz najlepszą opiekę w trakcie ciąży, a także po porodzie i operacji dziecka - zapewniła, podchodząc do aparatury.
Będzie dobrze - pomyślałem. Wreszcie będzie dobrze, wszystko się ułoży.
________________
miałam się nie pojawiać, ale jestem XD nieważne, że to 5:25, ale jestem w środę XD
miałam się nie pojawiać, ale jestem XD nieważne, że to 5:25, ale jestem w środę XD
miało mnie nie być z racji tego, że jadę do Wawy, no ale jak to ja,obudziłam się o wiele za wcześnie...XD
liczę, że się poboa i widzimy się w piątek u Ivana :-)
omg, no musi być dobrze!
OdpowiedzUsuńmusi :c~
a imię dla dziecka też śliczne :3
czekam nn!
Jejuniu! Dziecko! :3
OdpowiedzUsuńMusi się wszystko poukładać, ma być cudnie, świetnie i wspaniale, bo jak nie... To możesz żegnać się z rodzinom i Holgerem xD
Rozdział podoba mi się bardzo! :* Jest niesamowity! <3
Czekam na kolejny! :3
Buziory! :*
O jejku *.* mam nadzieję, że będzie dobrze ❤
OdpowiedzUsuńPrzepiękny ❤
W sumie.. Musi być dobrze nie? :))
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki :****