środa, 21 października 2015

ósemka

listopad 2014, Amsterdam

          - Myślisz, że będzie chciał mnie widzieć po tym wszystkim, co Ci zrobiłem? - spytał poważnym tonem, mimo iż w jego oczach widziałam iskierki śmiechu. Postanowiłam wreszcie wrócić do Lucasa, nie denerwować już go swoją nieobecnością. Ale z drugiej strony się bałam... Co, jeśli zabroni mi wszystkiego? A już szczególnie jednej osoby...
          - Prędzej się boję o to, czy pozwoli nam utrzymywać ze sobą kontakty...
     Momentalnie się zatrzymał, a jego ręka, spleciona z moją przygarnęła mnie do siebie.
          - Cath, czy Ty... - gwałtownie urwał, a ja poczułam jego świdrujący wzrok na sobie. Ooo tak kochanie, to jest dokładnie to, o czym myślisz.
          - Co ja? - spytałam głupio, łatwo chwytając o co mu chodzi.
     W trakcie mojego pobytu u niego dużo się ze mną działo. Wiele myślałam. O tym, czy... Czy się nadam na tę rolę, czy nie spierdolę czegoś, jak to mam w zwyczaju... Czy poradzę sobie z tym wszystkim... Czy on też będzie tego chciał...
          - Masz na myśli to, o czym ja myślę...? - jego oczy wpatrywały się w moje z dziwnym uczuciem, z którym nigdy nie miałam styczności...
          - Nie wiem, czy dam radę w... W związku - szepnęłam niepewnie.
          - Kiedyś musi być ten pierwszy raz... - próbował mnie pocieszyć. - A naprawdę nie chcę Cię stracić. Nie zniósłbym tej myśli, że już Cię nie zobaczę...
     Moje serce dziwnie załomotało. Te słowa... Pierwszy raz słyszę je wypowiadane z ust całkiem "obcego" faceta...
          - Chcę... Chcę spróbować. Jeśli nam się nie uda, to wrócimy do układu, tak?
          - Mimowolnie w głębi duszy liczę, że nam się uda - pogładził mnie wolną ręką po policzku.
     Świat zawirował, a czas się zatrzymał. Nie liczyło się nic, prócz tego niebieskookiego blondyna, który trzymał mnie w swoim uścisku. Blondyna, którego twarz była coraz bliżej mojej. Blondyna, którego iskierki w oczach przyciągały, jednocześnie rozpraszając. Ta magiczna atmosfera wkoło...
     Gdy jego usta natrafiły na moje, jedyne o czym marzyłam to to, by ta chwila trwała wiecznie. Ten pocałunek był inny niż każdy, jakim mnie obdarowywał. Był bardziej czuły, wypełniony poważnym uczuciem... Takim, które mną zawładnęło. To było... Niesamowite. 
     Mój brzuch wypełnił się setką motylków, a serce z radością pompowało krew. Przymknęłam oczy, opierając swoje czoło o jego.
          - Nawet nie wiesz, co teraz czuję - wyszeptał, nawet się nie odsuwając ode mnie.
          - Myślę, że wiem, bo... Czuję to samo - jego twarz rozświetlił czuły uśmiech, najcudowniejszy grymas, jaki dano mi widzieć. Uśmiech dla tych nielicznych. Dla mnie. Moj uśmiech...
     Nikogo z nas nie obchodziło to, że jest zimny, jesienny wieczór. Temperatura naszych ciał była wystarczającą rekompensatą walorów pogody.
          - Hmmm... Chyba powinniśmy wracać, muszę ubłagać Twojego brata, by mnie od Ciebie nie odcinał.
          - Nie pozwolę mu na to, choćbym nie wiem co miała zrobić - pogładziłam go opuszkami palców po policzkach. Powoli opuścił mnie na dół i znów ujął moją dłoń. Dalej czując tę magiczną atmosferę, skierowaliśmy się do domostwa Andersenów.

          - Mimo moich występków naprawdę liczę, że nie odetniesz mnie od niego - próbowałam zabrzmieć pewnie, co mi nie wyszło. Znowu. Zmieniłam się i to bardzo... A w dodatku strach przed utratą go... Ta wizja cholernie bolała.
          - Lucas... - pierwszy raz od dłuższej chwili głos zabrał Viktor. Mój brat spojrzał się na niego zmieszanym wzrokiem. - Bez Cath nic nie jest takie same. Nie chcę jej stracić... 
     Lucas patrzył się to na mnie, to na niego, spojrzeniem wyrażającym setki uczuć. Niektóre z nich rozpoznawałam. Radość z powodu mojego powrotu; smutek, który był przez to, że uciekłam; złość na... mojego chłopaka? chyba... chyba tak mogę go nazwać, nieprawdaż? "Mój chłopak" na samą zbitkę słów, czułam w moim brzuchu łaskotania, albo to po prostu żołądek robi mi fikołka. 
          - Lucas, powiedz coś - prosiłam go, bo dalej uparcie milczał, wprowadzając w moje serce coraz więcej niepokoju. 
          - Co mam powiedzieć? Jak Ci zabronię, to i tak będziesz robić swoje... Poza tym, dalej ciężko mi uwierzyć w to, co się z Tobą tutaj stało... Czy Wy... 
          - Wygląda na to, że... Że tak - jego dłonie oplotły moją talię. Oparł się brodą o moje ramię, jego skroń dotykała mojego policzka. Moje ciało przeszył przyjemny prąd... 
Powieki Andersena rozwarły się jeszcze bardziej, gałki już prawie wypadały z oczodołów. 
          - Zrobisz coś mojej małej siostrzyczce, a Cię zniszczę - znów zabrał głos po dłuższej chwili wgapiania się w nas. 
          - Za nic w świecie. Za bardzo mi na niej zależy... - pod wpływem jego słów moje nogi miękły, były jak z waty. Poczułam zawroty głowy, a przed oczami miałam mroczki. 
          - Cath! - moje imię było ostatnim, co usłyszałam nim zapadłam się w czerni. 

     Gdy znów otworzyłam oczy, leżałam na czymś miękkim, a otaczały mnie twarze dwóch Duńczyków. 
          - Cath... - szepnął przerażony Fischer. - Zdecydowanie powinnaś iść do lekarza. 
          - To wina życia w stresie, będzie dobrze - dalej się spierałam. Usłyszałam ciche westchnięcie mojego brata. - Teraz już będzie, nie muszę się z niczym ukrywać, wszystko jest klarowne... Naprawdę. 
          - Skarbie, jeśli coś będzie się działo, to masz iść. Albo sam Cię wyciągnę. 
          - Dobrze... Ale teraz nic się nie dzieje. 
          - Cath...
          - Będzie dobrze - ucięłam temat. - To jak, chcecie coś zjeść? 
          - Nawet nie wstawaj - Lucas powiedział ostrym tonem. - Dziś odpoczywasz, nawet się stąd nie ruszasz. 
          - Lucas... - warknęłam cicho. Fakt, czułam się fatalnie, ale nie lubię siedzieć bezczynna... - Dam sobie radę. Jakby coś się działo, to usiądę. Proszę Was - mój głosik stawał się coraz cichszy pod wpływem dwóch srogich spojrzeń. - Dobra... Poddaję się. Ale kuchni mi nie spalcie!
     Udali się do kuchni, zostawiając mnie samą w salonie. Wzięłam do ręki pilota i włączyłam telewizor. Jak zawsze nie leciało tam nic, więc po cichu podniosłam się z siedziska i ruszyłam do wejścia do kuchni. Przed wejściem wstrzymały mnie strzępki rozmowy moich mężczyzn. 
          - Czy Cath... Nie jest w ciąży? Przecież tak od niczego by nie robiła, nieprawdaż? 
          - Powiedziałaby mi, gdyby coś się działo... Wbrew temu co myślisz, prowadzimy ze sobą dużo rozmów.
          - Ale takie rzeczy się zdarzają. 
          - Za kilka dni się przekonamy - założę się o wszystko, że Lucas rzucił w niego morderczym spojrzeniem. - Mówiłem, wiem wszystko. 
          - Momentami aż za dużo... 
          - Mam do tego prawo - uciął temat. - Zaniesiesz Ty, czy ja mam iść? 
          - Jak chcesz... - cichaczem wróciłam na kanapę, jakbym w ogóle nie słyszała tego, o czym rozmawiali.
     Ciąża? Nie nadaję się do tego jeszcze bardziej, niż do związku. Owszem, dzieci są urocze, ale w tym wieku? Jeszcze tym bardziej po tym, jak dopiero wszystko się ułożyło... Nie, nie jestem w ciąży, to po prostu złe samopoczucie.

___________________

z drobnym poślizgiem (hehehe, łamaga ze mnie) witamy się z rozdziałem numer osiem ;) jak myślicie, będzie już wszystko dobrze?

4 komentarze:

  1. awww Viktor jest taki przeslodki <3
    Kurcze, wlasnie
    Może Cath jest w ciąży :o
    czekam nn :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nonono ... XDD
    Ja od poprzedniego tak czuje xd ale znając życie się pomyle XDD
    Cudeńko <3
    Czekam na kolejny
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się wydaje, że ona właśnie jest w ciąży! W sumie.. Po takich nocach to nic dziwnego :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Viktor jest uroczy! <3
    No, nie wiem.. Wszyscy twierdzą że Cath jest w ciąży, ale Ty nas chyba zaskoczysz, albo... Nie :o
    Pozostało mi czekać na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń