środa, 29 lipca 2015

dwójka

koniec czerwca 2014, Amsterdam

     Kolejna impreza, kolejna z tym samym zakończeniem. Moją najświeższą "ofiarą" była długonoga blondynka, której wystarczyło kilka kolejek, by bez niczego się oddała. W wiadomym celu. Omotałem ją tak, że mogłem zrobić z nią co tylko chciałem.
     Teraz już nie pamiętam, kiedy zacząłem. Owszem, zawsze bywałem na imprezach, trochę się napiłem, ale nie zabierałem nikogo ze sobą z powrotem... Po pierwszym przypadkowym razie spodobało mi się to na tyle, że postanowiłem robić to częściej.
          - Było miło, ale się skończyło - rzuciłem w jej stronę, gdy tylko próbowała się do mnie zbliżyć.      Momentalnie się zatrzymała i wpatrywała się we mnie niczym sroka w słup. Gdy wreszcie sobie przypomniała o czymś takim jak język, wykrztusiła z siebie:
          - Przepraszam, ale co powiedziałeś?
          - Że to była tylko jednorazowa przygoda, na nic więcej nie powinnaś liczyć.
          - Myślałam, że to wszystko, co słyszałam to zwykłe, pierdolone kłamstwa.
          - Jednak się przeliczyłaś - mruknąłem pod nosem, zachowując pełny spokój.
          - Żebyś się smażył w piekle! - krzyknęła, biegnąc do sypialni.
          - Obym Ciebie tam nie spotkał - prychnąłem. Chwilę potem słyszałem trzask drzwi zewnętrznych. Kolejna uciekła. Kolejna z żalem będzie opowiadać koleżance, jak to koleś ją zbajerował, upił i zaliczył, robiąc nadzieje.
     Otworzyłem lodówkę. Dziś miałem wyjątkowego kaca, co jest niecodziennym zdarzeniem. Sięgnąłem po mleko, licząc, że mi przejdzie.
     Ten czas bez gry naprawdę mnie zmienił. Wiedziałem, że momentami przesadzam, ale... Nie umiałem z tym skończyć. Może jak wrócę, to wszystko się zmieni... Zaraz, zaraz. Kogo ja próbuję oszukać? Chyba nigdy nie znajdzie się taka, dla której zwariuję. Nigdy.
     Wszyscy błędnie myśleli, że jestem inny. Taki ślepo zapatrzony w piłkę, niewidzący świata poza nią... Prawda jest inna, ale sport jest ważny w moim życiu. Bardzo.
     Nikt, absolutnie nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje. Nawet mój najlepszy przyjaciel, Lucas. Może go odwiedzę? Chociaż, nie... Wpadła do niego rodzinka, nie będę mu się zwalał na głowę. Trudno, coś się wymyśli.

     Nerdziłem cały dzień w fifę, taki ze mnie nołlajf. Uroki mieszkania samemu - nikt nie sprawuje nade mną kontroli, nikt nie czepia się, że mam syf wkoło... Są też minusy, jak zawsze.
     Noc minęła szybko, dziś dałem sobie na luz z klubem, ze wszystkimi. Byłem sam. Jestem sam. Nie mam nawet do kogo japy otworzyć, gdy siedzi się w czterech ścianach, a kumple poświęcają czas swojemu życiu. Powinienem coś z tym zrobić, prawda? Skończyłem dwadzieścia lat, taki dorosły, a taki nieporadny...
     Kolejnego dnia, gdzieś w okolicach południa usłyszałem dzwonek do drzwi. Po zerknięciu w wizjer zobaczyłem znajomą postać Lucasa. Chyba rodzinka wzięła nogi za pas.
          - Siema stary! Zapuszczasz się, czy co? - rzucił na wejściu, witając się ze mną.
          - A Ty co? Rodzinka się przeraziła tego jak mieszkasz i nawiała? - wpuściłem gościa do środka. Migiem zajął kanapę i włączył konsolę. A niby to ja taki bez życia...
          - Nie, siostra to odpowiedzialna osoba i powiedziała, że sobie sama poradzi, a mi kazała spadać.
          - Siostra powiadasz? - spytałem, a ten westchnął.
          - Mówiłem Ci, że mam siostrę i że przyjeżdża na pół roku... Tak mnie słuchasz!
          - Na pół roku? - powtórzyłem. - Ona chyba zginie prędzej, niż wysiedzi z Tobą.
          - Nie znasz się idioto. Odbudowuję nasze relacje, które uległy ochłodzeniu po moim wyjeździe... - spuścił głowę.
          - To czemu jej nie przyprowadziłeś tutaj?
          - Jeszcze mi ją zabierzesz! - zaśmiał się. - A tak na poważnie, to Ci mówię, że chciała się rozejrzeć sama, jakby co, to dzwoni i jadę po nią.
          - Jaki troskliwy braciszek.
          - W końcu to moja mała siostrzyczka.
          - Chcesz coś do picia? - spytałem, zmieniając temat.
          - Z chęcią bym się piwa napił, ale muszę być trzeźwy. Kawa może?
          - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - rzuciłem ironicznie, idąc do kuchni. Przygotowałem napoje i wróciłem. Andersen cierpliwie czekał, zdążył ustawić mecz.
          - Znowu chcesz przegrać? - zaśmiałem się, widząc, że ma zamiar grać Realem.
          - Za wysokie masz ambicje, Fischer. Trzeba Cię zgasić - zatarł ręce, a ja zająłem miejsce obok niego, biorąc pada do ręki.
     Wielkie El Clasico, Fischer i jego Barca vs Andersen i jego Real się zaczyna. Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund pozwalałem mu dominować, niech się dziecko nacieszy. W okolicach 8. minuty miał pierwszą poważną szansę. Dobra misiek, koniec tego dobrego. Ruszyłem do ataku. Nie potrzebowałem dużo, by zdobyć pierwszą bramkę.
          - Zatkało kakao? - zaśmiałem się, skupiając się na grze.
     Jednak nie dał się złamać i dzielnie bronił, raz na kilka minut pokazując się na mojej połowie. Do pierwszej połowy utrzymałem zwycięstwo. W drugiej odsłonie spotkania zaczął wywierać na mnie presję. Dopóki... Nie przerwał nam jego telefon. Zatrzymał grę i odebrał.
          - Halo? ... Hmm, okej, ale powiedz, na jakiej ulicy się znajdujesz... Dobra, za pół godziny jestem - zakończył rozmowę. - Ale najpierw skończę mecz.
          - Siostra? - kiwnął mi na zatwierdzenie. - Już się jej spieszy?
          - Mówiła, że swoje zrobiła. Ale na moje szczęście jest pięć minut drogi stąd.
          - To po co powiedziałeś, że za pół godziny będziesz?
          - Chcę Ci dowalić - wznowił spotkanie. Starałem się, ale w 78 minucie przegrałem. Strzelił, Wyrównującego. Gola. Kurwa. Próbowałem i próbowałem, ale ostateczny rezultat się utrzymał.
          - Mogłem się postarać... - westchnął, dopijając kawę. - Ale cóż, jutro po treningu się zrewanżuję, teraz wzywają obowiązki starszego brata - żebym ja był o tej porze trzeźwy, zaśmiałem się w duchu. Zatęskniłem za klubem...za kobiecym ciałem pod ręką..
     Odprowadziłem gościa do wyjścia i się z nim pożegnałem. Mam jeszcze trochę czasu, by się przygotować na imprezę.
     Około godziny 20 wyszedłem z domu do pobliskiego klubu nocnego. Miałem może z pięć minut drogi do niego, taki fart. Przywitałem się z ochroniarzami czekającymi pod klubem i ruszyłem do środka. Zasiadłem przed barem i zamówiłem drinka na rozgrzewkę.
          - Dziś kolejnej szukasz? - zaśmiał się David, gdy rozglądałem się wkoło.
          - Całkiem możliwe... - mój wzrok zatrzymał się na pewnej blondynce. Sączyła w samotności coś w wysokiej szklance. Hmmm, chyba ją obiorę za dzisiejszy cel.
          - Co taka ślicznotka robi tutaj sama? - zagadnąłem, stojąc przed nią.
          - Czeka, aż ktoś się zaoferuje, by się do niej dosiąść... Skusisz się? - mhm, była pewna, a takie łatwe już nie są... Mimo to podejmę się tego.
          - Z największą przyjemnością - zająłem miejsce obok. - Viktor jestem.
          - Catherina - wyciągnęła w moją stronę dłoń. Ująłem ją i zbliżyłem pod twarz. Cóż, dobre wrażenie podstawą.
          - Dav, kolejnego dla tej pięknej pani i mnie! - zawołałem do barmana, a ten zaśmiał się i spełnił moje zamówienie. Nowo poznana dziewczyna dołączyła się do niego chwilę potem, a ja przyglądałem się jak oczarowany. Jak mi się odda, to będzie chyba najlepsza noc mojej marnej egzystencji.
     Popijaliśmy alkohol, rozmawiając. Dowiedziałem się, że jest to jej drugi dzień tutaj i mieszka u brata. Ciężko było mi się hamować przed tym, by na nią nie patrzeć. Każde jej słowo mnie hipnotyzowało...
          - Za chwilę przyjdę - szepnęła w pewnym momencie, podnosząc się z miejsca. Jakby niechcący otarła się swoim ciałem o moje... Ogromna fala pożądania przeszła przez moje ciało.
     Patrzyłem się na nią, jak kierowała się przed siebie. Szpilki, krótka spódniczka... Te nogi! Mieć możliwość ich dotknąć... Fala przyjemności rosnąca we mnie osiągała gigantyczne rozmiary, nie mogłem wytrzymać, musiałem ją dotknąć.
          - Beze mnie nie idziesz - warknąłem cicho, łapiąc ją w talii. Nie zatrzymała się, tylko kroczyła dalej. A ja za nią. Jej trasa kończyła się przy wyjściu.
          - Zapraszam do mnie, bardzo blisko - przyparłem ją do ściany, by bezproblemowo połączyć nasze usta w brutalno-namiętnym akcie. Moje dłonie przesunęły się na jej pośladki i lekko je ścisnęły, przez co jęknęła mi prosto w usta. Wcale mnie to nie pobudziło bardziej, skądże.

     Obudziłem się późnym porankiem, w pełni zadowolony, gdy dotarła do mnie smutna rzeczywistość - nigdzie nie ma tej, która była najlepszą częścią ostatniej nocy. Gdzie mogło ją wciąć... Nie mogła tak po prostu wyjść... Poza tym, to nie był sen, na pewno nie, bo dalej czułem zapach jej perfum i czułem pamiątkę, którą mi po sobie zostawiła...
     Nie mogła tak po prostu zniknąć... Chyba że... Ma zamiar tu wrócić...






_______________
witam serdecznie :v i tak nikt nie tęsknił za tym ff XD mhm, Cath i Vik już się spotkali... jak myślicie, Vik dobrze myśli, czy jednak nie za bardzo? ;) 
Do zobaczenia! 

Ten fanfik także jest publikowany na wattpadzie, serdecznie zapraszam: Tochter des Teufels


Dziś trzymamy kciuki za chłopców w meczu z Rapidem! #wzawzdb

7 komentarzy:

  1. Coś czuję, że ona jednak wróci :v
    Znów przerwałaś w najlepszym momencie! >.<
    Czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nonono ❤
    Ja też czuje, że wróci :D a jak nie to Viktor ją odnajdzie :)
    Czekam na kolejny
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Fiufiu!
    Czo ten Victooor XD
    Wybacz, moje małe spóźnienie, byłam troszkę "zawalona" pracą...
    Tak czy siak, podoba mi się i czekam na nowy!
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Viktor znow szaleje, bajlando hahaha xd
    Ona wróci i to nie raz panie, Fischerze!
    Czekam na nowy ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. A dlaczego miałaby zamiar wrócić? Zwykle nie wracają, więc ską założenie, że ta jedna jedyna jednak przybiegnie w podskokach? Może ona również lubi sobie poużywać bez zobowiązań? Tak mi się wydawało z tego opisu. Lubi się zabawić, ma gdzieś opinie innych, idzie na całego.
    A ten Victor to rozum stracił. Ot cała filozofia.

    Pozdrawiam ;)
    zapraszam też do siebie :)
    somethingdiffernet-imagine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń